powściągliwość pomagającego
Podstawowa sprawa we wszelakim pomaganiu, terapii, przyjaźni, miłości… być aktywnie obecnym przy drugim człowieku, ale nie ingerować. Zrezygnować z wywierania wpływu, ale nie wycofywać się.
„Ktoś opowiadał, że przysłuchiwał się dwojgu ludziom, którzy rozmawiali o tym, jak zareagowałby Jezus, gdyby rzekł do chorego: „Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!”, a ten by mu odpowiedział: „A ja wcale nie chcę”.
Prawdopodobnie Jezus najpierw pomilczałby przez chwilę – powiedział w końcu jeden z rozmówców – a potem zwróciłby się do swych wyznawców i powiedział: <On oddaje cześć Bogu lepiej niż ja>”.
„Terapia systemowa Berta Hellingera”, redaktor Gunthard Weber,
Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, 2004, str. 155
Poniżej tekst przesłany przez znajomą osobę; tłumaczenie z „Ordnungen des Helfens” (Porządki Pomagania) Berta Hellingera, wyd. Carl-Auer Systeme Verlag, s. 14-19. Niestety tłumacz nie jest mi znany.
PORZĄDKI POMAGANIA
Pierwszy porządek pomagania
Pierwszy porządek pomagania jest taki, że można dać tylko to, co się ma, a oczekiwać i brać tylko to, czego się potrzebuje.
Pierwszy nieporządek pomagania zaczyna się wtedy,
– gdy ktoś chce dać coś, czego nie ma,
– a inny chce wziąć coś, czego nie potrzebuje.
– Albo kiedy oczekuje i żąda od drugiego czegoś, czego ten dać nie może, bo sam tego nie ma
– Ale też kiedy ktoś nie powinien czegoś dawać, ponieważ w ten sposób odebrałby drugiemu coś, co ten potrafi lub musi sam udźwignąć i może lub powinien to zrobić.
Dawanie i branie mają zatem granice. Sztuka pomagania polega na dostrzeganiu tych granic i ich przestrzeganiu.
Takie pomaganie cechuje pokora. Często w obliczu oczekiwań, a także cierpienia, rezygnuje się z pomagania. To, co pomagający musi przy tym narzucić zarówno sobie, jak i temu, kto szuka u niego pomocy, widzimy naocznie przy ustawieniach rodzinnych. Ta pokora i rezygnowanie przeczą wielu tradycyjnym wyobrażeniom o prawdziwym pomaganiu i często narażają pomagającego na ciężkie zarzuty i ataki.
Drugi porządek pomagania
Pomaganie służy z jednej strony przeżyciu, z drugiej rozwojowi i wzrastaniu. Przeżycie, rozwój i wzrastanie zależą od szczególnych okoliczności zewnętrznych i wewnętrznych. Wiele okoliczności zewnętrznych jest danych z góry i nie sposób ich zmienić (np. choroba dziedziczna lub następstwa pewnych wydarzeń lub następstwa własnej lub cudzej winy).
Kiedy pomaganie nie uwzględnia okoliczności zewnętrznych albo nie chce ich dostrzegać, skazane jest na niepowodzenie.
Tym bardziej dotyczy to okoliczności wewnętrznych. Należą do nich czyjeś szczególne zadanie osobiste (misja), uwikłanie w losy innych w rodzinie i ślepa miłość, która pod wpływem sumienia trzyma się kurczowo myślenia magicznego. Co konkretnie znaczy, wyjaśniłem szczegółowo w książce „Porządki Miłości”, w rozdziale „O niebie, które wywołuje chorobę i o ziemi, która leczy”.
Wielu pomagającym cudzy los może się jawić jako ciężki i chcieliby go odmienić. Ale często nie dlatego, że klient tego potrzebuje lub chce, lecz że oni sami ów los źle znoszą. Kiedy klient mimo to nadal pozwala sobie pomagać, to nie tyle dlatego, że tego potrzebuje, lecz że chce pomóc pomagającemu. Takie pomaganie staje się braniem, a przyjmowanie pomocy staje się dawaniem.
Drugi porządek pomagania jest zatem taki, że podporządkowuje się ono okolicznościom i tylko tak dalece ingeruje, dając wsparcie, jak na to pozwalają okoliczności. Takie pomaganie jest powściągliwe, ale ma siłę.
Nieporządek pomagania w tym przypadku polegałby na zaprzeczaniu okolicznościom albo ich przysłanianiu, gdy tymczasem trzeba spojrzeć im w oczy wspólnie z tym, kto szuka pomocy. Wola pomagania wbrew okolicznościom osłabia zarówno pomagającego, jak i tego, kto oczekuje pomocy albo któremu się ją proponuje albo nawet narzuca.
Archetyp pomagania
Archetypem pomagania jest relacja między rodzicami a dzieckiem, przede wszystkim stosunek matki do dziecka. Rodzice dają, dzieci biorą. Rodzice są duzi, bogaci, mają przewagę, dzieci są małe, biedne, potrzebują wszystkiego. Ponieważ rodzice i dzieci oddani są sobie w głębokiej miłości, to wzajemne dawanie i branie może być niemal bezgraniczne. Dzieciom wolno oczekiwać od rodziców prawie wszystko.
W relacji między rodzicami a dziećmi oczekiwania dzieci i gotowość rodziców do ich spełnienia są konieczne. Panuje porządek.
Porządek panuje jednak tak długo, jak dzieci są jeszcze małe. W miarę, jak rosną, rodzice stawiają im granice, o które dzieci mogą się potykać i dzięki nim dojrzewać. Czy wówczas rodzice mniej kochają swoje dzieci? Czy byliby lepszymi rodzicami, gdyby nie stawiali im żadnych granic? Czy też okazują się dobrymi rodzicami właśnie przez to, że wymagają od dzieci czegoś, co je przygotowuje do dorosłego życia? Dzieci w tej fazie często biorą to rodzicom za złe, ponieważ wolałyby podtrzymać pierwotne uzależnienie. Ale właśnie dzięki temu, że rodzice się wycofują i nie spełniają oczekiwań dzieci, pomagają im wyzwalać się z zależności i krok po kroku działać na własną odpowiedzialność. Tylko w ten sposób dzieci odnajdują własne miejsce w świecie dorosłych i z biorących stają się dającymi.
Trzeci porządek pomagania
Wielu pomagających, np. w psychoterapii i w pracy socjalnej, sądzi, że tym, którzy szukają u nich pomocy, trzeba pomagać tak, jak rodzice pomagają dzieciom. Z kolei ludzie szukający pomocy, często oczekują, że pomagający zajmą się nimi tak, jak rodzice dziećmi, aby następnie otrzymać od nich to, czego wciąż oczekują i domagają się od swoich rodziców.
Co się dzieje, kiedy pomagający spełniają te oczekiwania? Wdają się w długotrwałą relację. Dokąd ona prowadzi? Pomagający wchodzą w położenie rodziców, których miejsce zajęli, okazując tego typu chęć pomagania. Następnie muszą krok po kroku stawiać poszukującym pomocy granice. Rozczarowują ich, co często budzi w nich takie same uczucia, jak niegdyś wobec rodziców. W ten sposób pomagający, którzy postawili się na miejscu rodziców, a może nawet chcieli być od nich lepsi, utożsamiają się w oczach klienta z rodzicami.
Wielu pomagających wpada w pułapkę transmisji i retransmisji dziecko-rodzice i utrudnia w ten sposób klientom rozstanie z rodzicami, jak i z nimi samymi.
Relacja nawiązana według wzorca transmisji dziecko-rodzice przeszkadza zatem w osobistym rozwoju i dojrzewaniu pomagającemu. Pokażę to na przykładzie. Kiedy młody mężczyzna żeni się z kobietą znacznie starszą, przychodzi nam na myśl, że poszukuje substytutu matki. A ona czego szuka? Substytutu ojca. Dotyczy to również sytuacji odwrotnej: kiedy starszy mężczyzna żeni się z młodą dziewczyną, wielu mówi, że szuka ona ojca. A on? On szuka substytutu matki. A więc, jakkolwiek dziwnie to brzmi, kto długo tkwi w pozycji, dającej mu przewagę, a nawet szuka jej i chce ją zachować, ten wzbrania się zająć swoje miejsce – miejsce równego między równymi – wśród dorosłych.
Są jednak sytuacje, kiedy wskazane jest, by na krótki czas pomagający zastąpił rodziców, np. jeżeli przerwany wcześnie ruch ku jakiemuś celowi trzeba do tego celu doprowadzić (*Kiedy małe dziecko nie ma dostępu do matki lub ojca, choć bardzo ich potrzebuje i tęskni za nimi, np. podczas długiego pobytu w szpitalu, jego tęsknota przechodzi w smutek, żal, rozpacz i złość. W następstwie tego dziecko odsuwa się od rodziców, a później też od innych ludzi, mimo że za nimi tęskni, Te skutki wcześnie przerwanego ruchu w danym kierunku można przezwyciężyć, podejmując go na nowo i doprowadzając do celu. Pomagający reprezentuje w tym wypadku matkę lub ojca z czasów tamtego wydarzenia, a klient jako dziecko z tamtych lat może ów przerwany ruch dokończyć.). Ale w odróżnieniu od transmisji dziecko-rodzice tutaj pomagający reprezentują rzeczywistych rodziców i nie stawiają się na ich miejscu jako lepsza mama lub lepszy tato. Dlatego też klient nie potrzebuje się od nich uwalniać. Pomagający sami doprowadzą do naturalnych rodziców i obie strony uwolnią się wzajemnie od siebie.
Trzymając się powyższej zasady zgody i zgodności z rzeczywistymi rodzicami, pomagający mogą już w zalążku zniweczyć transmisję dziecko-rodzice. Bowiem jeśli uszanują i zachowają w sercu rodziców swoich klientów, pozostaną w zgodzie z nimi i ich losem, to klienci spotkają w pomagających swoich rodziców. Nie mogą ich już uniknąć.
To samo dotyczy sytuacji, kiedy pomagający mają do czynienia z dziećmi. Jeśli tylko reprezentują rodziców, to klienci będą się czuli otoczeni opieką z ich strony. Pomagający nie zajmują miejsca rodziców.
Trzeci porządek pomagania byłby zatem taki, że dorosłemu, który szuka pomocy, pomagający wychodzi naprzeciw również jako dorosły.
W ten sposób oddala próby wmanewrowania się w rolę rodzicielską. Postawa taka jest przez wielu odczuwana i krytykowana jako surowość. To zrozumiałe. Paradoksalnie ta „surowość” krytykowana przez wielu za wyniosłość i uzurpację, chociaż, jak się dokładniej przyjrzeć, w transmisji dziecko-rodzice pozycja pomagającego jest o wiele bardziej wyniosła i uzurpatorska.
Nieporządek pomagania powstaje wtedy, kiedy osobie dorosłej pozwala się mieć wobec pomagającego takie roszczenia, jak dziecko ma wobec rodziców i kiedy pomagającemu pozwala się traktować klienta jak dziecko i odbierać mu to, za co tylko on sam może i musi odpowiadać i ponosić tej odpowiedzialności skutki.
Taki jest trzeci porządek pomagania. To właśnie jego przestrzeganie powoduje, że praca z poruszeniami duszy i ustawienia rodzinne różnią się najgłębiej od zwyczajnej psychoterapii.
Czwarty porządek pomagania
Pod wpływem klasycznej psychoterapii wielu pomagających podchodzi często do klienta jako do izolowanej jednostki. Również z tego powodu pomagający narażają się łatwo na niebezpieczeństwo transmisji dziecko-rodzice.
Jednostka jest wszelako częścią rodziny. Tylko jeżeli pomagający spostrzega klienta jako cząstkę rodziny, dostrzega również, kogo ów klient potrzebuje i komu jest być może coś winien. Kiedy pomagający spostrzega go wraz z rodzicami i przodkami, może też z partnerem i dziećmi, wówczas spostrzega go prawdziwie. Wtedy również pojmuje, kto w tej rodzinie przede wszystkim potrzebuje jego uwagi i pomocy i ku komu klient musi się zwrócić, by rozpoznać decydujące kroki i je wykonać.
Oznacza to, że pomagający musi się wczuwać nie tyle osobiście, co przede wszystkim systemowo.
Nie wchodzić z klientem w żadną osobistą relację. To jest czwarty porządek.
Nieporządkiem pomagania byłoby w tym przypadku niedostrzeżenie i nieuszanowanie innych, ważnych osób, które niejako trzymają w rękach klucz do rozwiązania problemu. Należą do nich przede wszystkim te, które zostały z rodziny wyłączone, ponieważ np. wstydzono się ich.
Również tu zachodzi znaczne niebezpieczeństwo, że wczuwanie się systemowe klienci odczuwają jako surowość, przede wszystkim ci, którzy mają dziecięce roszczenia wobec pomagających. Kto natomiast poszukuje rozwiązania w sposób dojrzały, odbiera podejście systemowe jako wyzwolenie i źródło siły.
Piąty porządek pomagania.
Ustawienie rodzinne łączy to, co zostało rozłączone. W tym sensie służy ono pojednaniu, przede wszystkim z rodzicami. Na przeszkodzie staje mu rozróżnianie dobrych i złych członków rodziny, jakie wielu pomagających przeprowadza pod wpływem swego sumienia i zamkniętej w horyzoncie tego sumienia opinii publicznej. Kiedy klient skarży się na swoich rodziców, albo na okoliczności swego życia lub swój los i kiedy pomagający przyjmuje jego punkt widzenia, to występuje raczej w służbie konfliktu i podziału niż w służbie pojednania.
Pomagać służąc pojednaniu może zatem tylko ten, kto w serdecznym miejscu duszy umieszcza niezwłocznie osobę, na którą klient się skarży. W ten sposób pomagający we własnej duszy uprzedza to, do czego klient musi dopiero dojść.
Piątym porządkiem pomagania jest zatem miłość do każdego człowieka – takiego, jaki jest, choćby nawet bardzo się ode mnie różnił. W ten sposób pomagający otwiera mu swe serce. Staje się jego cząstką. Co się pojednało w jego sercu, może się też pojednać w systemie klienta.
Nieporządkiem pomagania byłoby w tym przypadku osądzanie innych, które na ogół jest potępieniem i związanym z tym moralnym rozbrojeniem. Ten, kto naprawdę pomaga, nie osądza.