jak pocieszyć dziecko małe i duże
Dziecko się przewróciło, kolega sypnął
piaskiem w oczy, użądliła pszczoła. Boli i łzy same lecą. Dziecko
biegnie tam, gdzie bezpiecznie czyli do mamy. Mama reaguje jak umie
najlepiej.
Gdy mama powie „co za wstrętna pszczoła”, „nie baw się z takimi
niegrzecznymi dziećmi”, dziecko wie, że świat jest zły i niebezpieczny.
Ono samo jest co prawda w porządku, ale samotne jak owca wśród wilków. Im
bardziej samotne tym łatwiej z czasem będzie innych oskarżać o wszystko
co złe.
Inna mama widząc zapłakanego brzdąca zdenerwuje się, że znów ma kłopot. Dziecko usłyszy „znowu ci się coś przydarzyło, ty niezdaro…”. Z czasem coraz mocniej czuje się rzeczywiście jak niezdara – pozbawione oparcia i samotne ze swoją nieudolnością. Dziecko przekonuje się, że cokolwiek będzie robiło, nie będzie czuło się w porządku. Bo takie już ono jest feralne. Innym się udaje, jemu nie…
Jest też mama, która przede wszystkim przytuli i pooddycha razem z dzieckiem. Mniej mówi, a bardziej przez chwilę będzie Z DZIECKIEM W KONTAKCIE. Może to zrobić, bo nie boi się emocji dziecka. Wie z własnego doświadczenia, że płacz że to tylko chwilowa reakcja.
CIAŁO POTRZEBUJE CHWILI CZASU BY PRZEPRACOWAć BÓL. Gdy trzeba mama opatrzy ranę. Dopiero potem zapyta dziecko co się wydarzyło. MÓWIENIE pozwoli dziecku do końca pozbyć się energii bolesnego wydarzenia. Mama wie, że nie chodzi o potok słów, który ma zagadać całą sytuacje i często bardziej uspokoić rodzica niż dziecko. Nie chodzi też o moralizatorski wykład. Dziecko potrzebuje rozmowy w której zorientuje się na co ma BYć UWAŻNE. Jest teraz gotowe na nowe doświadczenia.
Jest wiele sytuacji w dorosłym życiu, gdy emocje w nas wzrastają i potrzebujemy z drugą osobą WSPÓLNIE POPATRZEć NA SYTUACJę. Sztuką jest być towarzyszem, który nie ma potrzeby robienia wykładu na dany temat, nie boi się naszych i swoich uczuć, tylko przez chwilę po prostu z nami JEST.
Kiedy ból, – na przykład ból po rozstaniu – weźmiemy do serca, pozwolimy mu w pełni zaistnieć w naszym ciele, podamy mu się, wówczas po pewnym czasie naturalnie się rozpływa, a my możemy zacząć coś nowego. Gdy zamykamy oczy i zamykamy serce, nie chcemy patrzeć na rzeczywistość w całości. Czasem patrzymy tylko na własne cierpienie i żal. Im dłużej na nie patrzymy, tym mniej widzimy. Wtedy ból trwa, a my stajemy się cierpiętnikami. Towarzyszenie takiej osobie w jej patrzeniu – w życiu czy w terapii jest pułapką. W takim przypadku zwykle wyzwoleniem byłoby, gdyby udało się popatrzeć na pierwotne zranienie i pierwotny smutek.
W metodzie ustawień hellingerowskich rozróżnia się jeszcze kolejną kategorię uczuć – uczucia przejęte systemowo. Powstają w efekcie identyfikacji z inną osobą z systemu. Są silne, obezwładniające i doświadczająca ich osoba, czuje, że dzieją się niejako „poza nią”.
Poniżej fragment z książki Guntharda Webera „Terapia systemowa Berta Hellingera”,
Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne 2004, str. 219
Arnold: Przejęte uczucia bardzo mnie zajmują, gdyż wiem jak to jest: ani nie być w środku, ani na zewnątrz.
Bert Hellinger: Tak, na przykład złość i wściekłość, jeśli towarzyszy temu przesadna potrzeba, aby zaprowadzić sprawiedliwość, lub jeśli staję się mściwy, zawsze chodzi o przejęte uczucia. Broni się w tym przypadku zawsze praw kogoś z przeszłości. Gdy nas samych spotkała krzywda, uczucia te są znacznie mniej intensywne w porównaniu z uczuciami wzmocnionymi przez identyfikację.
Arnold: Z takimi uczuciami jest też według mnie człowiekowi najciężej.
Bert Hellinger: Jasne. Aby móc sobie z nimi radzić, trzeba przejść przez proces wewnętrznego oczyszczania.
Jutta: Często mam uczucie, że ktoś mnie rani, na przykład mój mąż. Bardzo łatwo mnie zranić
Bert Hellinger: To, jak teraz o tym mówisz, ma jakość przejętego uczucia. Może jesteś zidentyfikowana z kimś, kto rzeczywiście został zraniony? Miałoby to charakter podwójnego przesunięcia.
Poniżej fragment z B. Hellinger „LISTY TERAPEUTYCZNE, znaleźć to co działa”,wyd. J. Santorski &Co, str. 67
Bycie matką i bycie ojcem należy do pierwotnych zdolności człowieka. Jest on ze swej natury wyposażony we wszystko co do tego konieczne. Jeśli zatem ktoś zaufa swojemu instynktowi i uczuciu, prawie nie może popełnić błędu. Zdarzy się to raczej wtedy, gdy da sobie zawrócić w głowie innym ludziom, którzy nawet sami często nie mają dzieci.
W Republice Południowej Afryki widziałem kiedyś w hotelu jak młoda biała para małżeńska miała trudność z czteroletnim synem, który nie przestawał szlochać. Czarne kelnerki stojące obok bawiła ta sytuacja – nie znają tego typu trudności z małymi dziećmi – aż jedna z nich podeszła, wzięła małego na ręce, trochę nim potrząsnęła i zadowolonego oddała matce.