pochylając się przed zmarłymi, kwiecień 2010
[…] W ten sposób śmierć zabiera nas
z powrotem do praźródła, z którego życie wypływa i do którego powraca.
Praźródło trwa dla nas tak długo,
jak długo żyjemy. W nim ma ostoję wszystko, co jest dla nas w życiu
możliwe
i co się w naszym życiu dzieje, a co
potem przemija. Kto na powrót zanurza się w praźródle, ten niczego nie
może stracić.
Kto żyje dłużej niż inni, ten nie odnosi większej korzyści. Tak więc
ten, kto
żyje zakorzeniony jest w praźródle, jest jednią z początkiem i z końcem.
Tworzy
tę jednię z tymi, którzy byli, z tymi, którzy są, i z tymi, którzy
przyjdą. Rzeczy
minione i przyszłe skupiają się w jego życiu, tak jak spoczywają i
trwają
skupione w praźródle.
Praźródło jako
początek i koniec
zmusza tych, którzy swoje życie uważają za jedyne i najwyższe, by
przypomnieli
sobie o swoich granicach. Za pomocą losu lub choroby pokazuje te
granice,
nakłania nas do zastanowienia się nad praźródłem i tym, co naprawdę
trwałe.
Wtedy też, nie
wywołując w nas
strachu, pojawia się w polu naszego widzenia śmierć. Nie patrzymy bowiem
na
nią, lecz na praźródło, któremu ona służy. Życie i śmierć są wówczas
jednym,
gdyż w obu jesteśmy w takim samym stopniu w harmonii z tym, co
pozostaje.
Dlatego życie w
obliczu śmierci
jest życiem w obliczu rozstania. Jednak rozstanie nie jest stratą, lecz
antycypacją nadchodzącej pełni. I warunkiem zaistnienia przyszłości.
Moglibyśmy
też powiedzieć, że życie prowadzi nas z powrotem do śmierci. Wszystko
jest
tutaj tym samym.
To rozstanie udaje się
wtedy, gdy
całość – życie i śmierć, przychodzenie i odchodzenie, przemijanie i
trwanie –
będzie jak hymn pochwalny.
Bert Hellinger ,
„ODCHODZIMY
SPEŁNIENI, o miłości i śmierci”
Tłum. Zenon Mazurczak
Wyd. Czarna Owca 2009 ,
str. 145
– 146
ŻYCIE, CIERPIENIE, ŚMIERć
Poniżej myśli Berta Hellingera wybrane i tłumaczone przez Annę
Choińską tłumaczkę B. Hellingera oraz innych niemieckojęzycznych
terapeutów hellingerowskich.
Życie
i cierpienie należą do siebie, tak jak życie i śmierć. Są
nierozłączne. W cierpieniu spotykamy śmierć w tu i teraz. Tak jak
rozkwitanie i
więdnięcie, tak samo cierpienie składa się na spełnione życie.
Życie rozwija się powoli w obliczu
śmierci, a śmierć, mimo że bez ustanku jest blisko, ustępuje miejsca
życiu,
gdyż mu służy. Tak samo też jest z cierpieniem. Zagraża nam, pochwyca
nas i ustępuje.
Pokonujemy je, a co zadziwiające, wyłaniamy się z niego silniejsi do
życia.
Cierpienie
powoduje, że
stajemy się uważniejsi, ostrożniejsi, dobrotliwi i bardziej ludzcy
względem
innych. Budzi w nas też szczególną siłę, zarówno fizyczną, jak i
duchową. Przynosi za sobą wiedzę i wglądy.
Niektórzy
trzymają się
cierpienia z całych sił. Wtedy staje się ono jak odmowa życia. Jak
modlitwa bez
własnego działania. Takie cierpienie przeistacza się we wroga życia.
Zamiast
nieść za sobą dojrzewanie i wzrost, każe
się nam kurczyć i maleć.
Cierpienie
w służbie życiu
wymaga, abyśmy stawili mu czoła, pokonali je i wzmocnieni zwrócili się
ku
życiu.
Cierpienie
przynosi
opamiętanie. Na przykład wtedy kiedy się zagalopowaliśmy, a nasza wola i
nasze
działania doszły do swojej granicy. Czasami nie pokazuje się nam natychmiast,
ale dopiero wtedy kiedy tak
daleko zabrnęliśmy poza te granice, iż jedyne co nam pozostaje, to dać
się
pokonać.