pojednanie, zima 2010/11
Patrząc na etymologię słowa pojednanie dostrzegamy, że mówi
ono o „stawaniu się jednym” czyli o łączeniu tego, co było rozdzielone.
Grudzień w naturalny sposób prowadzi nas w kerunku pojednań. Być może chłód na zewnątrz sprawiał, że od stuleci ludzie po ekspansywnych ciepłych
miesiącach teraz gromadzili się wspólnie, siadywali przy stole i mieli czas na
refleksję… nadszedł czas by się pogodzić. Rytuał wieczerzy wigilijnej pomagał
wyciągać rękę do tego, z kim było się skłóconym, puste miejsce przy wigilijnym
stole zapraszało nieznanego gościa jakbyśmy mówili ”choć się nie znamy, możesz być jednym z nas”. Jesteśmy jednym z wrogiem, jesteśmy jednym z obcym, stajemy się równi…
czas na pojednanie.
Pojednanie jest potrzebne tam, gdzie coś zostało
rozdzielone.
Naszym udziałem są rozmaite konflikty; od tych najbardziej
osobistych – konfliktów przebiegających w naszym wnętrzu, poprzez konflikty
międzyludzkie; rodzinne, sąsiedzkie, zawodowe, aż do większych konfliktów
społeczno – narodowościowych. Konflikty są częścią życia,
dzięki nim niekiedy robimy znaczny krok naprzód. Nie wydarzyłby się on w
spokoju zgody. Konlikty są motorem zmiany, częścią ruchu, niekiedy
powodowanego przez nas samych, niekiedy znacznie od nas większego,
ruchu, w który jesteśmy wciągnięci. Czy moglibyśmy istnieć bez
konflktów?
Czy
konflikty na wielu dośwadczanych przez nas płaszczyznach (wewnętrznej,
międzyludzkiej, społecznej, narodowościowej) mają ze sobą coś wspólnego?
Czy
rozwiązanie szerokich konfliktów międzyludzkich, choćby narodowościowych
nie
zaczyna się w duszy konkretnego człowieka? A może konflikty w nas
samych,
wewnętrzne spory pomiędzy naszymi potrzebami, uczuciami są odbiciem tych
większych konfliktów, w które jesteśmy często nieświadomie włączeni, tak
jakbyśmy przenosili to co na zewnątrz do własnego wnętrza?
Konflikt powstaje, gdy mówię do innego „ty jesteś „zły”, nie
masz prawa, by tu być”. Mówię tak do części mnie, na którą patrzę niechętnie,
mówię tak do innego człowieka. Co popycha mnie do oceniania, zarówno siebie
samego jak i drugiego człowieka? Według Berta Hellingera impuls wypływa z
sumienia. Sumienia rozumianego nieco inaczej niż w tradycyjnym ujęciu.
Poniżej fragment z książki Berta Hellingera „ WIELKI
KONFLIKT od uwikłań rodzinnych do nierozwiązanych konfliktów między narodami”
wyd. Czarna Owca 2010, tłum. Ewa Urbańska, str. 81
„SUMIENIE I KONFLIKTY
Sumienie to przede wszystkim instynktowna wiedza, która
towarzyszy każdemu działaniu nakierowanemu na innych ludzi. Jest to wiedza
dotycząca tego, co:
- jest
niezbędne, aby przynależeć - jestem
komuś winien, bo coś od niego dostałem, albo coś złego mu wyrządziłem, - jestem
winien grupie, abym mógł w niej zostać i działać, czyli jaki musi być mój
wkład w dalszy rozwój grupy.
CZYSTE I NIECZYSTE SUMIENIE
Skąd wiemy czego wymaga od nas sumienie? Mówi nam o tym
poczucie winy (oznaka nieczystego sumienia) i niewinność (oznaka czystego
sumienia). Nieczyste sumienie powoduje, że zmieniamy postępowanie. I wtedy
znika poczucie winy. Czujemy się niewinni, mamy czyste sumienie. Sumienie nie
narzuca nam tego, co powinniśmy w konkretnej sytuacji zrobić. Mamy pewną
swobodę w wyborze środków. Możemy więc wypróbować różne warianty i sprawdzać
metodą prób i błędów, w jakim stopniu są pomocne w pozbyciu się nieczystego
sumienia.
MITY
Wokół czystego i nieczystego sumienia narosło wiele
wyobrażeń i mitów, których nie można sprawdzić. Przypisują one sumieniu
znaczenie, które – jeśli weźmie się pod uwagę to, czego można doświadczyć – mu
nie przysługuje. Wśród nich znalazło się twierdzenie, że sumienie to głos Boga
w naszej duszy, za którym musimy podążać. Gdyby tak było, wszyscy ludzie
mieliby to samo sumienie. Wtedy na przykład w czasie wojny lub konfliktów
przeciwnicy nie mogliby ze sobą walczyć – z tym samym czystym sumieniem. A tak
najwyraźniej nie jest.
Sumienie przede wszystkim zapewnia nam przynależność do
ważnych dla nas grup, zwłaszcza tych grup, od których należy nasze przetrwanie.
Wiąże nas ono z tymi grupami niezależnie od tego, czego one od nas
wymagają.
SUMIENIE I GRUPA
Na początku czujemy się tak bardzo częścią grupy, ze poza tą
grupą jesteśmy niekompletni i zagubieni, zwłaszcza wtedy, gdy nie możemy się
przyłączyć do podobnej grupy. W grupie, która jest ważna dla naszego
przetrwania każda część służy całości. Wszyscy czują się przynależni do grupy i
wobec niej zobowiązani, a w razie potrzeby są gotowi poświecić się dla niej.
Jednostka spełnia się w grupie i w niej przetrwa, nawet jeśli polegnie, służąc
jej.
Sumienie w
mniejszym stopni służy prztrwaniu jednostki, w większym przetrwaniu grupy. Jest
przede wszystkim sumienie grupy. Tylko wtedy, gdy sobie to uświadomimy i
potraktujemy poważnie, zrozumiemy powody wielu zachowań; swoich własnych i
innych osób, które wydawały się nam dziwne i niedorzeczne.
Aby
przynależeć, jednostka zrobi wszystko, czego zażąda ważna dla niej grupa. Gdy
podąża za głosem sumienia, nie ma niezależnego „ja”. Cokolwiek będzie
traktowała jako swoje „ja”, będzie tak naprawdę „ja” grupy. Dlatego tak wielu
ludzi taci panowanie nad sobą, traci rozsądek i zdolność różnicowania. Stają
się oni często niebezpieczni dla innych i budzą lęk.
BOJAŹń SUMIENIA
Dominacja grupy nad jednostką prowadzi do narodzin
kolektywnych poglądów. Nie wytrzymują one trzeźwej oceny, jednocześnie nie
dopuszczają do niej i wręcz jej zakazują. W tym momencie staje się jasne ile
wysiłku kosztuje jednostkę wyzwolenie się spod wpływu sumienia grupowego i jego
zaleceń. Musi ona pokonać lęk przed sankcjami. Grążą jej nimi i nakładają je na
nią ci, Którzy trwają przy poglądach i zaleceniach grupy.
Dopiero pokonawszy ten lęk, jednostka
może się zmierzyć z rzeczywistością i dostrzec to, co tylko częściowo albo
całkowicie wyleczy ją ze ślepoty i wyzwoli z pęt sumienia.
RÓWNE PRAWO PRZYNALEŻNOŚCI
Sumienie grupowe narzuca nam dwa podstawowe prawa. Pierwsze
prawo brzmi; Każdy członek grupy ma równe
prawo przynależności. Nie zezwala on na wykluczenie członków grupy. Dlatego
wszyscy członkowie grupy mogą czuć się w granicach działania tego sumienia
bezpieczni. Jeżeli mimo to ktoś zostanie wykluczony – często pod wpływem
osobistego sumienia – sumienie grupowe zastępuje wykluczonego członkiem grupy z kolejnego pokolenia. Ten członek czuje i
zachowuje się tak, jak tamten wykluczony, ale ani on, ani grupa nie uświadamiają
sobie tego.
Sumienie
grupowe czuwa więc nad kompletnością grupy. I chce tę kompletność
przywrócić, jeżeli zastała utracona. Nie
bierze przy tym pod uwagę powodów, które doprowadziły do wykluczenia. Dlatego
to sumienie jest amoralne, lub mówiąc ściślej, przedmoralne. Jest to archaiczne
sumienie, które nie zna jeszcze rozróżnienia między dobrem a złem w sensie
moralnym. […]
WCZEŚNIEJSI I PÓŹNIEJSI
Drugie prawo brzmi; Kto
wcześniej był członkiem grupy, ma
pierwszeństwo przed tymi, którzy dołączyli do niej później.
Jaki jest sens tego prawa i co
ono powoduje? To prawo przyporządkowuje każdemu członkowi grupy miejsce
odpowiadające jego wiekowi. Patrzącemu z zewnątrz to prawo wydaje się
hierarchiczne. Tymczasem broni ono równości, ponieważ daje każdemu członkowi
grupy te same możliwości rozwoju i
awansu. Tych możliwości nie trzeba zdobywać, nie trzeba o nie walczyć.
Pojawiają się one same z siebie w miarę upływu czasu.
Dlatego to prawo zapewnia grupie
wewnętrzny spokój, zapewnia porządek i spójność. Zapobiega rywalizacji walce o
wyższą pozycję. Służy przetrwaniu grupy.
Kto wykracza przeciw temu prawu,
staje się dla grupy wrogiem wewnętrznym. Traci praw przynależności i pod presją
sumienia grupowego zostaje wyrzucony z grupy. W dawnych czasach oznaczało to,
ze nie był w stanie przeżyć. Kiedy chodzi o przetrwanie grupy, także dla tego
sumienia dopuszczalne jest odebranie komuś prawa przynależności.
To o czym tu piszę wynika z obserwacji,
tragedie rodzinne zaczynają się wtedy, gdy jeden z członków rodziny występuje
przeciw temu prawu.
TRAGIZM
W tragediach greckich, a także w tragediach rodzinnych
widzimy, że ten, który przyszedł później, miesza się w sprawy tego, kto był
przed nim. Zwykle polega to na tym, że chce za tego człowieka przejąć coś, do
czego nie ma prawa. Na przykład dzieci próbują wziąć na siebie winę, zadanie
lub pokutę rodziców. Podążają przy tym za swoim sumieniem i czują się niewinne.
Wykraczają przeciw drugiemu prawu sumienia grupowego, ale tego nie widzą, bo
sumienie osobiste żąda tego naruszenia i nagradza za nie poczuciem prawości i
niewinności. Sumienie grupowe każe takie dzieci porażką. Dlatego wielkie
tragedie kończą się z reguły śmiercią
bohatera.
Bohaterowie
tragiczni są w swych sercach dziećmi chcącymi zrobić coś dla tych, którzy byli
przed nimi.
DROGI WYJŚCIA
Z wglądów wynika zrozumienie funkcji obu tych sumień: z
jednej strony przeciwstawnych, z drugiej uzupełniających się. Dopiero dzięki
tym wglądom możemy zrozumieć to, co nierozsądne, ślepe lub mordercze zarówno w
naszym zachowaniu, jak i w zachowaniu innych ludzi. Dopiero dzięki tym wglądom
dostrzegamy kulisy niektórych chorób i samobójstw, kulisy walki o władzę, którą
wszyscy przegrywają.
ZGODA
Dzięki zrozumieniu osiąganemu tą drogą przekraczamy granice
swojego sumienia osobistego, a przede wszystkim granice, które wyznacza nasze
postrzeganie. Nie musimy jednak opuszczać grup, do których przynależymy. To
zrozumienie służy bowiem także naszym grupom i ich dalszemu rozwojowi. Pomaga
im otworzyć się na inne grupy, inne wglądy i inne możliwości, na które pod
rządami sumienia osobistego, dotychczas
się zamykały. […]
ZŁO
Sumienie osobiste skłania nas do rozróżniania dobra i zła:
mówimy, że ktoś jest dobry, a ktoś zły, że czyjeś zachowanie jest dobre, a
czyjeś złe. Ale co jest złe, a co dobre? To niezwykle ograniczone pojęcie.
Dobre jest to, co zapewnia nam przynależność do rodziny. Złe jest to, co
zagraża naszej przynależności do rodziny.
To
rozróżnienie jest w rodzinie szalenie ważne. Pozwala nam zachować więź z
rodziną. Za pomocą tego rozróżnienia oceniamy inne grupy. Są one dobre wtedy,
gdy są takie, jak nasza rodzina, gdy pasują do wyobrażeń o wartościach naszej
rodziny. […]
A więc dobrzy ludzie, ci tak
zwani dobrze ludzie, którzy chcą pójść do nieba, nie chcieliby w żadnym wypadku
w niebie spotkać ludzi, którzy są inni. Dzieje się tak pod wpływem sumienia. To
ono tworzy niebo i piekło. […]
DOBRO
Dobre według praw sumienia jest to, co łączy nas z naszą
rodziną i co jest zgodne z wartościami naszej rodziny. Ale każda rodzina ma
swoje własne sumienie, różniące się od sumień innych rodzin. Dlatego sumienie
naszej matki jest inne niż sumienie naszego ojca. A my inaczej zachowujemy się
przy matce, a inaczej przy ojcu.
Są zatem
rodziny, w których uważa się za dobre coś, co w innych rodzinach postrzegane
jest jako niegodne. To, co dla jednych jest dobre, dla innych jest straszne.
Widzimy to w czasie wojen. Obie strony czują się z reguły dobrze, ponieważ grupy,
do których należą, uważają ich czyny za dobre, a nawet za bohaterskie. Mają
czyste sumienie. Ale co robią jako bohaterowie? Zabijają. Jakie więc mają
czyste sumienie? Czyste sumienie dziecka. Wszyscy bohaterowie są dziećmi.
Oczywiście jest w tym stwierdzeniu trochę przesady. Ale jeśli się dokładnie
przyjrzymy, to zobaczymy, że terrorysta podczas wypełniania swojej bohaterskiej
misji patrzy przede wszystkim na swoją matkę. Bo matki są szczególnie dumne ze
swoich bohaterskich synów i córek.
WIELKIE DOBRO
Możemy też zauważyć, że z głębi duszy pochodzi dobro
przekraczające granice sumienia. To wyższe dobro. Łączy ono w duszy to, co zostało rozłączone.
To, co sumieniu wydaje się albo dobre, albo złe, na tym poziomie zostaje
złączone jako równe w obliczu czegoś większego.
Ponad tym
jest jeszcze inny, bardziej ogólny ruch, potężny ruch. Wyższe dobro jest poza
tym, czego pragniemy jako dobrego i czego możemy doświadczyć jako dobrego.
Na tym
poziomie nawet śmierć wydaje się dobra i katastrofy są dobre, zupełnie oderwane
od naszego osobistego szczęścia. W tym znaczeniu ewolucja też jest dobra, mimo
strat jakimi zostaje okupiona. W wyniku ewolucji powstaje coś nowego, coś, co
może przekraczać nasze pragnienia i wyobrażenia.
Jak możemy
połączyć się z tym wielkim dobrem? Zgadzając się na nie – takie jakie jest – nie pragnąc, aby było inne. Tak, może nawet
je kochając. Ale nie emocjonalnie, bo nasza miłość emocjonalna jest na to za
mała. Szanujemy to dobro, jako to, którego życzy sobie wyższa siła, i poddajemy
się mu, czegokolwiek od nas zażąda. Zgadzając się na nie, pozostajemy spokojni,
zwróceni ku wszystkim i ku wszystkiemu, dobrzy dla wszystkich i dla
wszystkiego.”
Poniżej fragment z j.w. str. 174
„POJEDNANIE
Zrobię teraz ćwiczenie. Zamknijmy oczy. Każdy z nas może się
udać do swojej rodziny i przyjrzeć się wszystkim, którzy do nie przynależą:
dobrym i złym, sprawcom i ofiarom, niewinnym i winnym. Podchodzimy do każdego z
nich, kłaniamy się przed każdym każdemu
mówimy: ”Tak. Szanuję ciebie, twój los i twoje przeznaczenie. Teraz biorę cię
do serca takiego, jaki jesteś. A ty możesz mnie wziąć do swojego serca”. Na
koniec wszyscy razem odwracamy się w jednym kierunku, w stronę horyzontu i
kłaniamy się głęboko. Przed tym dalekim Ukrytym wszyscy jesteśmy równi.”
Jeszcze
kilka myśli dotyczących konfliktów narodowościowych.
Ustawienia
hellingerowskie zostały stworzone przez Niemca Berta Hellingera, w
Polsce oprócz twórcy metody ważnymi pierwszymi nauczycielami byli
pierwsi uczniowie Hellingera, również Niemcy. Temat relacji pomiędzy
naszymi narodami, wprost lub w sposób ukryty towarzyszy nam wszystkim,
którzy uczyliśmy się od Niemców. Pojednanie jest procesem. Do zdania
„jesteśmy równi” idziemy wspólną drogą… czy ta droga ma swój koniec,
czy może pozostanie drogą i dobrze, gdy na nią wkraczamy? Wspólnie
przechodzimy przez różne etapy; mniej i bardziej świadome uczucia,
złości, niechęci i również tego, co jest głębiej lub ponad; związania
wspólnym losem. Szokujące może być odkrycie miłości leżącej na dnie
owego połączenia wspólnym losem.
Grupa Niemców przyjechała do Wrocławia na polsko- niemieckie szkolenie z Gerhardem Walperem. Dwa obrazy z tego spotkania:
- dla wielu Niemców zaskoczenem było, że Ci, którzy zajęli Ziemie
Zachodnie sami byli wypędzonymi. Gerhard Walper mówiąc o wypędzeniu
podał obraz, który w moim odczuciu jest dobrym krokiem dla wszystkich
wypędzonych (Żydów, Polaków, Niemców) oraz tych, którzy zajęli ich
mienie. Ile tu wzajemnych obopólnych uczuć; żalu, złości, lęku, że
wrócą… Wyobraźcie sobie nastepujący obraz: dawni mieszkańcy
przyjeżdżają do swojego niegdysiejszego domu, zastają tam aktualnych
mieszkańców, Ci mówią „o jak dobrze, że jesteście, przez te lata
przechowywaliśmy coś dla was. Idą na strych i przynoszą paczkę ze
starymi albumami, jakimiś osobistymi rzeczami i wręczają ją
przyjezdnym”.
- Stoimy wspólnie w Brzezince, grupa kiludziesieciu Polaków i
Niemców. Obok nas śpiewa grupa młodych osób z Izraela. Stoję obok
Niemca; nie da się odpowiedzieć komu jest łatwiej, komu trudniej.
Pierwsze spojrzenie zawsze pada na ofiary, w tym kierunku podąża nasze
współodczuwanie. Czy w ogóle możemy to sobie wyobrazić…?
Potem powoli spojrzenie kieruje się do Całości, do wszystkich. Jedyne,
co jest dobrym rozwiązaniem, to głebokie skłonienie się przed
Wszystkimi. Choć dla wielu brzmi to przerażająco, jestem pewna, że jest
to jedyne dobre rozwiązanie. I jest ono procesem, nie da się tego
„zrobić i mieć spokój”. Stoimi tu razem, włączeni w wielki ruch, ze wszystkim co było; z wszystkimi wydarzeniami i odczuciami. Przed
wielkim ruchem wszyscy jesteśmy mali.
Agnieszka Gąsierkiewicz