Świętuj Niepodległość Osobistą – refleksje przy okazji 11.11. 2018
Czy niezależność osobista jest iluzją? Czy pozostajemy w sieci wzajemnych powiązań na wielu poziomach; psychicznym, duchowym, systemowym, społecznym i nigdy nie będziemy mieli możliwości pełnego samostanowienia?
Klasyczna psychologia, szczególnie w ujęciu psychodynamicznym podsuwa koncept mówiący, że jednym z naszych pierwszych ważnych zadań życiowych jest zaakceptowanie zależności od rodziców. Już sto lat temu zwracała na to uwagę Melania Klein, genialna uczennica Z. Freuda analizując etapy rozwojowe człowieka. Według jej opisu po pierwotnych fazach symbiotycznego wewnętrznego zlania z mamą, gdy mając około 6 miesięcy zaczynamy „wyłaniać się” i tworzyć zaczątki własnej tożsamości, staje przed nami zadanie poradzenia sobie ze złością na frustrującą nas niekiedy mamę (akurat z nią, ponieważ w tym czasie życia relacja z mamą jest najczęściej zdecydowanie wiodąca). Frustracja pojawia się gdy mama znika nam z oczu lub nie zawsze natychmiast daje to, czego w tym momencie pragniemy.
Zależnie od tego, jak udało nam się poradzić ze złością, tak też ukształtował się nasz stosunek do przeżywania zależności od innych. Jeśli nie udźwignęliśmy ciężaru własnej złości skierowanej w stronę mamy, ponieważ przeżywanie złości było zbyt zagrażające naszemu bezpieczeństwu egzystencjalnemu („moja złość może zniszczyć matkę, czyli najbardziej mi potrzebna osobę”), wówczas grot tego uczucia skierowaliśmy prawdopodobnie we własną stronę i by ochronić obraz matki sami utknęliśmy pod brzemieniem autoagresji i poczucia winy. Zostaniemy wówczas w obszarze depresyjności i naszą zależność od innych będziemy przeżywać autodestrukcyjnie.
A być może udało nam się pójść krok dalej i pomieściliśmy w sobie odczucie złości jednocześnie uznając wartość matki takiej, jaka jest – czyli zarówno zaspakajającej nasze potrzeby, jak i czasem dostarczającej frustracji. Jeśli osiągniemy taki pułap rozwoju (warto pamiętać, że nigdy nie jest za późno…), mamy szansę na dojrzałe przeżywanie zależności, takie, w którym godzimy się z tym, że ważne dla nas osoby odbiegają od naszego ideału, udaje nam się przeżyć smutek związany z ewentualnym brakiem zaspokojenia naszych potrzeb przez inną osoby, a mimo to jesteśmy w stanie pozostać z nimi w relacji i odczuwać wdzięczność. A jeśli relacja jest zbyt frustrująca – po prostu wyjść z niej. Osoba o tendencjach depresyjnych będzie tkwiła w takiej niesatysfakcjonującej relacji w sposób uzależniony, a niewyrażoną złość do zadającej ból postaci skierują we własną stronę w formie poczucia winy, zadawania sobie cierpienia, a nawet tendencji samobójczych. To na temat przeżywania zależności klasyczna psychologia.
A jakie wnioski w powyższym temacie można wysnuć na bazie ustawień hellingerowskich? Pierwsze skojarzenie nie brzmi optymistycznie… procesy w obszarze ustawień uświadamiają nam bowiem ogrom nitek, a czasem mocnych lin i węzłów wewnętrznych wiążących nas nie tylko z naszymi najbliższymi osobami wśród których wyrastaliśmy, ale także z dalszymi przodkami i postaciami z naszego szeroko rozumianego systemu. Odkrywając zasłony naszych tematów, problemów czy objawów widzimy ich przedziwne uwarunkowania sięgające korzeniami do losów postaci, które utorowały nam drogę do życia, zarówno bliskich nam i znanych, jak i takich, które zatraciły się w mrokach rodowej pamięci. Czy mamy poczuć się jak bezwolna mucha złapana w ogromną sieć?
Obserwując działanie procesów ustawieniowych możemy zaobserwować siłę oddziaływania świadomości i naszej zgody oraz szacunku dla więzi, w których funkcjonujemy. Stara freudowska teza mówiąca, że im bardziej dany temat jest uświadomiony, tym słabiej napędza rozmaite podskórne dynamiki w tym wypadku funkcjonuje niezwykle sprawnie. Faktycznie rozmaite nitki, sznury, ssawki czy trąby powietrzne naszych głębokich powiązań relacyjnych wydają się tylko czekać na odkrycie, na uznanie i przyjazne spojrzenie z naszej strony. Znajdując je puszczają, zwijają się, odchodzą… pozostając jako relacja, która może mieć właściwe sobie miejsce w naszej duszy czy sercu, a nie niszczącą zniewalającą siłę. Stoi przed nami otworem perspektywa niepodległości osobistej, tym silniejszej im więcej szacunku w sobie znajdziemy dla tego, co nas wiązało.