wieczór przed dniem matki; osobiście i nie idealnie.
Jeremi ma półtora roku, marudzi, bo jest śpiący.
-Dzieciaki, wyskakujcie z wanny, szorujcie zęby i do
łóżeczek, kiedy uśpię Jermaka przyjdę wam poczytać na dobranoc.
No tak… ostatnimi dniami ciągle mnie tu nie ma, biegam
gdzieś, pracuję intensywnie. Jeremi moje „nie-bycie” nadrabia wieczornym i
nocnym przyssaniem.Ciamka mleko, łapką cały czas sprawdza czy jestem.
Śpij, już śpij mój malutki
im bardziej wewnętrznie „ponaglam go”do
zaśnięcia, tym intensywniej gładzi mnie rączką. Zapowiada się nam dłuższe
poleżenie. Może jednak zaśnie, wygląda, że już tuż, tuż…
– Mamo, poczytasz nam już…? – Michał cichutko pyta zza
zamkniętych drzwi. Robi to delikatnie, z całym urokiem 6-cio letniego chłopca.
Ma prawo… przecież obiecałam, wie że zwykle ja albo Rysiek im czytamy.
– Michaś, przyjdę do was jak tylko uśpię Jermaka,
kładź się do łóżeczka.
mówię jak najciszej potrafię… starania na nic, Jeremi
już na dobre otworzył oczy, wierzga nogami i popłakuje.
Madzi i Julce jest wesoło, rozchichotały się na całego w wannie, z sąsiadującej z sypialnią Jeremiego łazienki dobiegają głośne śmiechy.
Wstaję, bo uśpienie Jeremiego w tych warunkach byłoby
cudem.
– dziewczyny, wiecie, że usypiam małego,
uciszcie się już, wychodźcie z wanny i myk do łóżek.
Idę pocałować na dobranoc Michała. Spojrzenie na
pokój z porozrzucanymi na podłodze ścinkami kolorowego papieru wymieszanego z rozmaitymi zabawkami podnosi poziom
mojej adrenaliny pewnie nie gorzej niż trening na siłowni. Przypominam sobie
sprzed godziny moje dopytywanie, czy na pewno posprzątali pokój z zabawkami. Nie
sprawdziłam, bo coś „na cito” pisałam w komputerze. Jeremi wyje już na całego.
– dzieciaki, natychmiast zbieracie te śmieci z
podłogi. Michał czy ty umyłeś zęby? Prosiłam Cię przecież kila razy… Ton mojego
głosu jest daleki od spokojnej kołysanki.
Akcja rozwija się. Nie da się ukryć, do kitu ten
wieczór. Jaki wieczór? już prawie 10.00.
Na szczęście wraca Rysiek, bierze na ręce Jeremiego,
ja robię sobie melisę, dzieciaki powoli zasypiają, Jeremi też, może melisa już
jest w mleku…
Są takie momenty jak ten wieczór, kiedy wydaje
mi się, że jestem kompletnie beznadziejną matką. Przecież znam zasady, wiem jak
się powinno… z miłością i konsekwentnie… z porządkami w pokoju, z tłumaczeniem,
wiem jak książkowo usypiać dzieci, nawet prowadziłam warsztat z technik
relaksacyjnych dla dzieci…. wiem sporo.
Już prawie północ, Rysiek ma nawał pracy, siedzi przy
komputerze, przychodzi zrobić sobie herbatę.
– Wiesz, tak dziś na nich niepotrzebnie wieczorem
nakrzyczałam. Na dodatek wiem, że Julka kupiła mi za uzbierane z komunii pieniądze perfumy. W ostatecznej złości powiedziałam im, że jak nie zrobią tego porządku w pokoju, to nic od nich nie chcę na dzień mamy.
Dobrze, że z Ryśkiem stany wewnętrzne uzupełniają
się nam i zwykle potrafimy sobie nawzajem rzucić deskę ratunkową.
Rysiek lubi mocną herbatę i lubi gdy jest jej
dużo.Wkłada świeczkę do podgrzewacza, wtedy herbata lepiej się parzy…
-Pamiętasz kochanie jak Brink mówił na temat idealnych rodziców;
gdyby tacy istnieli w naturze, to byliby czymś najkoszmarniejszym. Podobnie z
terapeutami.
Chcesz Aguś herbaty?
Julka rano po otwarciu oczu przybiega do naszej sypialni. W jej pytaniu jest prośba i uśmiech przewidujący, że wszystko dobrze się skończy.
– mamuś, czy na pewno nadal nic od nas nie chcesz na dzień mamy?
Agnieszka Gąsierkiewicz, maj 2010