święto kobiet
Początek marca to czas kobiet. Czas na przebudzenie, wyjście spod śniegu i rozpoznanie „kim jestem”? jaką tego roku rozkwitam barwą? Jaki mam zapach? W jakim kierunku będę rosnąć?
Starożytne kobiety w
pierwszym tygodniu marca (miesiąca bądź męskiego, bo poświęconego
Marsowi) obchodziły Matronalia – świętowały swoją kobiecość, płodność,
macierzyństwo, zanosiły kwiaty do świątyni Junony.
Otwieram
gazetę kobiecą: „jak pozbyć się cellulitu”, „skuteczne sposoby walki z
nadwagą”. W szalony sposób, często przemocą zmieniamy nasze ciała, tak
jakbyśmy chciały tym desperackim aktem odwrócić uwagę od potrzeby
zmiany tego, co głębiej pod skórą. Nasza kobiecość często brnie w ślepy
zaułek. Czy dotrze tu marcowe światło? Czy wystawimy twarz do słońca i
usłyszymy co mówi nam natura. Szansa na twórczą energię i spełnienie
leży w kontakcie z naturą i w poczuciu więzi z naszymi kobiecymi
korzeniami. Idź do lasu, tańcz, połóż się na ziemi, pomyśl o swoich
przodkiniach – ich radościach, płaczu, spełnieniu i tęsknotach, wyj do
księżyca gdy masz na to chęć, odkryj jaka postać mieszka w głębi twojej
duszy…
Agnieszka Gąsierkiewic, marzec 2008
Poniżej fragment z „Biegnącej z Wilkami” Clarissy Pinakoli Estés,
przekład Agnieszka Cioch, Wyd. Zysk i S-ka
…„Kiedyś
z przyjaciółką odbyłyśmy spotkanie pod tytułem „Pogawędki o naszych
ciałach” w formie wspólnego opowiadania historii o odkrywaniu
fizycznych darów, które odziedziczyłyśmy po przodkach. Opalanga jest
afroamerykańską griot, pieśniarką; jest bardzo wysoka i smukła jak cis. Ja jestem krzepką i przysadzistą una Mexicana
o ciele raczej obfitym. Opalanga w dzieciństwie była obiektem kpin, nie
tylko z powodu wysokiego wzrostu, ale także szczerby pomiędzy przednimi
zębami, która rzekomo miała świadczyć o jej skłonności do kłamstwa.
Mnie zaś wmawiano, że moja sylwetka i tusza dowodzą niezbicie, że
jestem „gorsza” i pozbawiona hamulców.
Podczas
owego spotkania mówiłyśmy o cięgach jakie zbierałyśmy przez całe życie,
ponieważ według panujących „autorytetów” nasze ciała miały za dużo
tego, a za mało tamtego. Śpiewałyśmy pieśń żalu za ciałem, którym nie
wolno nam było się cieszyć. Tańcząc, kołysząc się, patrzyłyśmy na
siebie. Głośno myślałyśmy, że ta druga jest tak tajemnicza w swej
urodzie, tak nieskończenie piękna, że któżby mógł twierdzić inaczej.
Jakże
byłam zdumiona dowiedziawszy się od Opalangi, że już jako dorosła osoba
pojechała do Gambii w Afryce Zachodniej i odnalazła swoich przodków, w
których plemieniu – o dziwo! – roiło się od ludzi ze szczerbą między
zębami, wysokich i smukłych. Ta szczerba, jak jej wyjaśnili, nazywa się
Sakaya Yallah (boża szczelina) i jest uważana za oznakę wielkiej mądrości.
Jakże
zdumiona była Opalanga dowiedziawszy się ode mnie, że już jako dorosła
osoba wybrałam się na Przesmyk Tehuantepec w Meksyku i odnalazłam moich
przodków, którzy -o dziwo! – w swoim plemieniu mieli same
tęgie, silne, zalotne kobiety potężnych rozmiarów. Poklepywały mnie i
poszczypywały bez żenady, zauważając, ze jestem za chuda. Może za mało
jem? Może jestem chora? Muszę się lepiej starać, bo kobieta to przecież
La Tierra, ma być okrągła jak ziemia, bo ziemia tak wiele musi unieść.
Nasze
opowieści, które zaczęły się od niewesołych, przygnębiających
doświadczeń, skończyły się radosnym samopotwierdzeniem. […] Nauczyłyśmy
się od mądrych, wspaniałych ludzi spoza kultury naszych ojczystych
Stanów Zjednoczonych na nowo cenić swoje cielesne przymioty, odrzucać
obiegowe poglądy i język, który urąga tajemniczej fizycznej postaci i
lekceważy kobiece ciało jako instrument poznania. […]
Kto
opowiada się za jednym rodzajem piękna musi być ślepy i głuchy na
bogactwo przyrody. Nie ma wszak jednego gatunku śpiewających ptaków,
sosen, wilków. Nie może być identycznych dzieci, mężczyzn, kobiet. Nie
może być identycznych piersi, talii, skóry…