
dla tych, których nawet wiosna nie cieszy… czyli o…
Większość z nas czuje radość widząc coraz częstsze promienie słońca, wybijające z ziemi zielone listki przypominające, że życie w przyrodzie jak co roku powraca. Czerpiemy z tych sygnałów energię, wystawiamy twarz do słońca, pozwalamy by wiosenny deszcz zmył to, co niepotrzebne, nabieramy wiatru w żagle i nowej nadziei. Są też tacy, którzy nie dostrzegają zielonej trawy, tylko brudy i śmieci wychodzace spod śniegu, perspektywa wiosennnej mobilizacji ich przeraża, a sił im raczej ubywa. Mówią wówczas, że to trudy przesilenia wiosennego. Gdy znajdzie się takie przyrodnicze wytłumaczenie łatwiej przyjąć i ogarnać to, co tak trudne do nazwania. Osobom cierpiącym na depresję
trudno jest słowami wyrazić własny ból, a gdy próbują odnaleźć pocieszenie w
literaturze fachowej spotykają wieżę Babel nie mniejszą niż w ich własnej
duszy.
Jedno cierpienie, wiele języków.
Depresja nie ma jednoznacznej definicji, jasnego wytłumaczenia, a tym bardziej
klarownego przepisu na uzdrowienie. Szukając pomocy osoba z depresją może
dowiedzieć się, że korzenie jej dolegliwości sięgają pierwszych miesięcy życia,
u kolejnego fachowca dowie się, że winne
jest jej negatywne myślenie i przekonania, w innym miejscu usłyszy, że to
kwestia identyfikacji z osobą z rodziny, która mała trudny los lub wewnętrzna
trudność w relacji z matką, zaś pukając do drzwi następnego gabinetu dowie się,
że stała się ofiarą ataku jakiegoś niespokojnego bytu lub przyczyna leży w jej
zaburzonym polu astralnym, gdzieś usłyszy być może, że winny jest brak promieni
słonecznych lub niewłaściwa dieta, a psychiatra powie jej, że to sprawa
wadliwie funkcjonujących neuroprzekaźników. Jedno jest pewne – osób cierpiących na
depresję stale przybywa, doświadczył jej co dziesiąty z nas, a w statystykach dolegliwość
ta jest na czwartym miejscu jako choroba powodująca inwalidztwo i śmierć.
Zróbmy możliwy porządek w
depresyjnej wieży Babel. Nie łudźmy się, że znajdziemy jedyny słuszny opis, tak
jak żaden z języków na świecie nie jest mniej lub bardziej adekwatny w stosunku
do prawdy. Każdy język – czy to określonego narodu, czy też język terminologii
określonej grupy społecznej – psychologów, psychiatrów, bioterapeutów,
ezoteryków- opisuje pewien zakres doświadczeń. Każdy wnosi coś istotnego do
całości. W moim przekonaniu nasza dojrzałość i mądrość polega na umiejętności
otwarcia się na te rozmaite opisy i na poszukiwaniu wśród nich tego co w tym
momencie dla nas najlepsze. Dopóty mamy postawę ciekawości – jak dziecko, które
patrzy na rzeczywistość i radośnie się nią zadziwia, dopóty wewnętrznie żyjemy.
Gdy stajemy się wyznawcami jedynie słusznej prawdy – coś w nas umiera, tak jak
radość w osobie przeżywającej depresję.
Proponuję spojrzenie z dwóch punktów widzenia,
dwa opisy rzeczywistości osoby cierpiącej na depresję. Jeden – klasyczny
psychologiczny, mający korzenie w psychoanalizie. Drugi – powstały w ramach
stworzonej w ostatnich latach koncepcji ustawień hellingerowskich.
Co wie psycholog?
Wyobraźmy sobie, że do
psychologa, klasycznego psychoterapeuty przychodzi osoba przeżywająca silny
smutek, brak chęci do życia, ogólne poczucie bezsensu, źle śpi, lub przeciwnie
jest ciągle senna, przeraża ją perspektywa kolejnego rozpoczętego o czwartej
nad ranem dnia, nie ma apetytu lub odwrotnie –
objada się nadmiernie. Co zrobi psychoterapeuta? Po pierwsze dokona
rozróżnienia jaki charakter oraz jaką głębokość ma depresja. W klasycznej
psychologii podstawowe rozróżnienie dotyczy faktu, czy depresja pojawiła się po
jakimś trudnym dla nas wydarzeniu czy też nie ma jasnej, zewnętrznej przyczyny.
O tej pierwszej mówi się, że jest
to depresja reaktywna – czyli
powstała w reakcji na coś, co nas spotkało, na jakąś realną utratę. Na przykład
zmarł ktoś bliski, straciliśmy pracę, rozwiedliśmy się lub straciliśmy dobre
zdanie na własny temat, bo na przykład spowodowaliśmy wypadek samochodowy.
Smutek, żal, poczucie winy jest wówczas naturalną reakcją, w przypadku żałoby
po śmierci ważnej osoby – wręcz fizjologiczną i nieuniknioną.
Dla psychologa w ocenie sytuacji
ważny jest wątek czasowy – jak długo ten stan trwa. Jeżeli ktoś przeżywa żałobę
przez kilka lat, a po utracie pracy przez wiele miesięcy ma poczucie własnej
nieudolności i beznadziejności – znaczy to, że naturalny smutek przeszedł w
stan chorobowy i można już mówić o depresji.
Druga kategoria depresji – to
pojawienie się opisanych wyżej objawów bez wyraźnej przyczyny. Widząc osobę w
żałobie, po traumatycznym wydarzeniu mamy
wyrozumiałość na jej rozmaite reakcje,
natomiast trudno nam zrozumieć kogoś kto „zapadł się w czarną dziurę”
bez żadnej konkretnej przyczyny. Chcemy
wtedy mówić; nie przesadzaj, popatrz pozytywnie, weź się w garść, a bezskuteczność
naszych porad złości nas i powoduje bezradność. Psychoterapeuta widząc osobę w
takim stanie powie o depresji endogennej.
Może ona mieć postać pozostawania w ciągłym smutku i obniżonym nastroju –
nazywa się ją wówczas depresją jednobiegunową, lub mieć postać naprzemiennie
występujących okresów smutku z okresami funkcjonowania „na podwyższonych
obrotach”, z poczuciem wszechmocy, niekiedy aż do utraty kontaktu z
rzeczywistością – mówimy wówczas o
depresji dwubiegunowej, tak zwanej chorobie maniakalno – depresyjnej. Według
psychoanalityków podwyższony nastrój i rodzaj „nakręcenia” służy obronie przed
smutkiem, który w depresji jest przerażający.
Osoba doświadczająca depresji
endogennej, często głębszej i bardziej zagrażającej niż depresja reaktywna,
również doznaje utraty. Nie jest to jednak realna utrata małżonka, rodzica czy
pracy, ale utrata tak zwanego wewnętrznego
obiektu, pewnego wyobrażenia. By zrozumieć ten zadziwiający mechanizm
trzeba pokrótce opisać proces powstawania w nas wewnętrznych obiektów.
Korzenie depresji w pierwszych miesiącach życia.
Według psychoanalityków w
pierwszych tygodniach naszego życia stanowimy razem z naszą matką jedność
psychiczną, nie mamy poczucia własnej odrębności, ani też nie postrzegamy matki i innych osób jako osobnych istot. „Ja i
ty – jedno jesteśmy”; powiedziałoby do
mamy nowo narodzone dziecko, gdyby mówić umiało… odnajdujemy w sobie to
pierwotne poczucie jedności, fachowo nazwane symbiozą, gdy jako dorośli bez
pamięci zakochujemy się w naszym ideale… Tymczasem zadaniem dziecka w ciągu
pierwszych miesięcy życia jest stworzenie poczucia własnej odrębności, własnego
subiektywnego „ja”, granic siebie oraz jako odrębnego – obiektu matki – czyli
wewnętrznego wyobrażenia matki. Chodzi tu o przyjazne wyobrażenie matki, które
pozwala dziecku spokojnie przeżyć, gdy mama oddala się od niego, ponieważ ono
może sobie mamę wyobrazić i mając jej obraz w sobie wie, że mama za chwilę
wróci. Gdy dziecku się nie uda stworzyć dobrego wewnętrznego obiektu – wówczas
fizycznie znikająca mama, na przykład wychodząca do innego pokoju, w przeżyciu
dziecka znika totalnie budząc głęboki, pierwotny lęk przed utratą.
Proces tworzenia dobrego,
odrębnego od dziecka obiektu zachodzi intensywnie gdy dziecko ma 6-9 miesięcy,
w okresie, który psychoanalitycy określają depresyjną
fazą rozwoju. Gdy dziecko przeżyje ten czas w sprzyjających okolicznościach
wówczas rozwija się pomyślnie i później w dorosłym życiu napotykając trudne
sytuacje radzi sobie z nimi. Natomiast osoba, która wskutek mniej sprzyjających
okoliczności nie stworzyła w niemowlęctwie dobrego wyobrażenia matki (obiektu)
będzie miała tendencję do depresyjnego reagowania w każdej sytuacji utraty.
Psychoanalitycy zwracają uwagę,
że koniec urlopu macierzyńskiego przypada na fazę depresyjną w życiu dziecka,
ten okres, gdy dla dziecka bardzo ważne jest by matka była obecna. Dobrze,
jeśli zastąpi ją osoba przyjazna, kochająca dziecko babcia czy opiekunka,
natomiast gdy w tym czasie dziecko otacza wroga atmosfera, gdy matka ze względu
na własne trudności nie jest w stanie dać dziecku oparcia, gdy zajdą jakieś
niesprzyjające okoliczności społeczno- historyczne chwiejące poczuciem
bezpieczeństwa (na przykład stan zagrożenia czy wojny), wówczas istnieje duże prawdopodobieństwo, że
dziecko wytworzy negatywne obiekty wewnętrzne, czyli negatywne wyobrażenia na
temat innych oraz również samego siebie. W dorosłości taką osobę wręcz zalewają
negatywne obrazy, dosłownie nie ma na czym w sobie się oprzeć. Zareaguje
prawdopodobnie silną depresją na trudne zdarzenia losowe, depresja może
również powstać u takiej osoby bez wyraźnej zewnętrznej przyczyny, ponieważ
działa tu realność świata wewnętrznego i znajdujących się tam negatywnych
obiektów.
Smutek i wrogość – dwa oblicza depresji.
Wewnętrzny świat osoby
depresyjnej jest wrogi i zwykle dużo wrogości depresyjna osoba taka kieruje we
własną stronę, stąd charakterystyczne w depresji samooskarżanie, potępianie
samego siebie. Duża ilość wrogości jest też odczuwana przez tych, którzy
towarzyszą ludziom chorym na depresję. Gdy opiekujemy się depresyjną osobą
czujemy często rozdarcie wewnętrzne; z jednej strony patrząc na jej cierpienie odczuwamy
współczucie, a jednocześnie możemy przeżywać silną, nawet zalewającą nas
wrogość i złość. Złość częściowo wynika z naszej bezradności, ale też niejako
przejmujemy ją od osoby depresyjnej, będąc z nią w relacji wchodzimy także w
relację z jej negatywnymi, wrogimi obiektami wewnętrznymi, czasem stajemy się
jednym z takich obiektów prześladowczych. Dobrze jest znać ten mechanizm, mieć
jego świadomość, by nie dać się do reszty pochwycić negatywnym emocjom i
zachować przewagę współczucia nad wrogością. Gdy nam się to uda, ma to też
uzdrawiającą siłę dla osoby depresyjnej. Na tym między innymi polega terapia
psychoanalityczna.
Warto jednak pamiętać, o swoich
granicach możliwego pomagania i o tym, że impuls do zmiany może tylko i
wyłącznie wyjść od samej osoby cierpiącej. Gdy chcemy kogoś na siłę, wbrew
niemu wyciągnąć z depresji, pozostajemy w dziecięcej iluzji. Nikt nie może
nieść losu drugiej osoby, nic temu losowi ani dodać, ani ująć…
Psychoanaliza pomaga nam
zrozumieć mechanizm depresji, nie jest jednak łatwym narzędziem zmiany. Trwa
długo, potrzebne są regularne spotkania
z terapeutą przez wiele miesięcy, kosztuje to wiele zarówno wysiłku jak
i finansów, a efektywność jest rozmaita.
Ustawienia hellingerowskie – gdy
depresja pochodzi z energii w rodzinie.
Metodą,
która daje szybszą możliwość zmiany są stworzone przez Berta Hellingera
ustawienia hellingerowskie. Psychoanaliza dotyka tego co nieuświadomione w
psychice konkretnej osoby, natomiast ustawienia zajmują się zarówno
przestrzenią wewnętrzną osoby, jak i pewną nieuświadomioną energią działającą w
jej rodzinie. Doświadczenie pracy z osobami depresyjnymi za pomocą ustawień
hellingerowskich pokazuje, że przyczyny depresji mogą leżeć – podobnie jak
sugerują psychoanalitycy – w relacji z matką, ale też mogą być związane z
nieświadomym połączeniem z kimś z naszej rodziny, kto miał ciężki los, na
przykład wcześnie zmarł, chorował lub z jakiegoś względu został odrzucony przez
rodzinę. Gdy ten temat jest w rodzinie zamknięty, nieujawniony wówczas kolejni
członkowie rodziny, kolejne dzieci na swój sposób powtarzają ten ciężki los,
kontynuują go zupełnie nieświadomie. Pewna energia w rodzinie pozostaje bowiem
niezaspokojona, a lojalne i kochające dzieci mają nieświadomą nadzieję, że same
cierpiąc – ulżą innym. Robią to na przykład poprzez wieloletnią, już jako osoby
dorosłe depresję. Często nie jest łatwo opuścić to miejsce cierpienia,
lojalność jest tak ogromna, że wyzdrowienie i radość z życia byłyby przeżywane
jako zdrada. Jeżeli jednak osoba depresyjna uzna, że cierpienia wystarczy…
wówczas ustawienia są niezwykle pomocną metodą. Służą temu aby z szacunkiem
pozostawić nie nasze odczucia w ich właściwym miejscu, a samemu powrócić do
własnej radości życia. Pomocny jest tu
doświadczony terapeuta. Pewne kroki można jednak zrobić samemu. Jeżeli towarzyszy
ci stan depresyjny możesz wykonać następujące ćwiczenie wizualizacyjne:
Znajdź spokojne miejsce,
możesz przymknąć oczy lub mieć je
lekko uchylone,
tak byś czuł się maksymalnie
bezpiecznie,
popatrz wewnętrzne na swoją
depresję,
rozpoznaj gdzie w tobie, w którym
miejscu twojego ciała
czujesz depresję,
niektórzy czują ją w sercu, albo
w brzuchu, albo w gardle,
a może w jakimś zupełnie innym
miejscu…
powiedz jej …„TAK” – możesz tu
być,
możesz tu mieć swoje dobre
miejsce,
przecież dajesz jej ciągle to
miejsce, a jednocześnie chcesz się jej pozbyć…
teraz się zgódź…
i zobacz co się w tobie dzieje,
gdy się zgadzasz.
I gdy pozostaniesz w kontakcie ze
swoimi odczuciami,
popatrz jaką twarz ma twoja
depresja,
czy ma twarz kobiety… czy
mężczyzny… a może dziecka….?
Gdy dostrzeżesz i poczujesz tą
osobę,
powiedz jej wewnętrznie:
„patrzę na ciebie,
dla mnie ty tu należysz…”
Pozostań chwilę w kontakcie z
nią,
tak jak długo czujesz, że jest to
stosowne,
a potem wewnętrznie pokłoń się przed tą osobą,
z szacunkiem,
i wewnętrznie się wycofaj,
odwróć się i popatrz w innym
kierunku…,
w swoim kierunku….”
Agnieszka Gąsierkiewicz